(Don't) Speak English

Wojtek@xxxx.com Ja: "Przeczytaj to po angielsku". Wojtek:(chwila wahania) err... monkey...".

W 1971 roku programista w Boston zobaczył na ekranie swego komputera wiadomość (której treść się nie zachowała) od kolegi siedzącego przy komputerze obok. Nie był zadowolony z takiego żartu, bo jak powiedział koledze - żartownisiowi, mieli zajmować się czymś innym, a nie głupstwami. A tu tymczasem ten kolega, Ray Tomlinson, wszedł do historii informatyki wysyłając pierwszego na świecie mejla.

Jak później wyjaśniał, użył symbolu "@" po to, żeby komputer rozróżnił między użytkownikiem (Wojtek), gospodarzem (xxxx.com), a domeną, która by gromadziła tą i następne wiadomości. Musiał użyć do tego celu symbolu innego niż litera, a miał do dyspozycji klawiaturę komputera opartą na angielskiej maszynie do pisania, gdzie oprócz liter było jeszcze parę innych znaków, między innymi @ - symbol używany od XIX wieku w księgowości.

30 lat temu uczęszczając na kurs maszynopisania, przepisywałam równe słupki w stylu: 50 kapeluszy po (@) 5 funtów sztuka. Jeżeli trzeba było podyktować ten symbol, mówiło się: "at sign" lub "commercial at". Gdy nadeszła era mejli, przyjęłam "at" jako oczywiste w nowym znaczeniu.

Natomiast w Polsce symbol "@" nie funkcjonował, używano francuskiego "a" w tym samym znaczeniu. Gdy pojawiło się "@" zostało ochrzczone jako "małpa". Zresztą, w paru innych językach też się tak ten symbol nazywa, np. po niemiecku "Klammeraffe" (ogon małpy), Rosjanie znowu mówią "sobaka" (pies), Włosi - "chiocciola" (ślimak), Czesi - "zawinac" (rolmops).

Wróćmy do Wojtka. Prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć - "Wojtek et eks eks eks eks dot kom". (Choć kropka po angielsku to "fullstop", w adresach internetowych używa się "dot"). No i pamiętajmy, że po angielsku mówi się "email", a nie "mail". Mail to poczta tradycyjna (snail mail - bo się ślimaczy). Tak więc "Any mail?" znaczy "Czy jest (dziś jakaś) poczta?".

Wojtek po trzech latach pobytu w Anglii postanowił wreszcie nauczyć się angielskiego. Uczył się kiedyś w szkole. Najpierw powtórzy całą gramatykę...

Ja: "Po co?" Wiem, co teraz powie. Zanim otworzy usta, ja już ją widzę w wyobraźni - jego byłą nauczycielkę angielskiego. (Nawet słyszę, jak ona mówi: "Ja trzydzieści pięć lat przepracowałam z kredą w ręku, a teraz mam tak marną emeryturę"). Te panie nawet nie zdają sobie sprawy, jak bardzo funkcjonują w wyobraźni byłych uczniów wzbudzając jakieś nieokreślone poczucie winy.

Oczywiście z wyjątkiem moich uczniów, których uczyłam trzydzieści lat temu z okładem na Grunwaldzkiej w Krakowie, a którzy mogli zdawać u mnie tyle razy, aż dostali czwórki i piątki. ("Jak pani tak może, to są łobuzy, to klasa sportowa, wielu zagrożonych zostaniem na drugi rok"). A potem zrobiłam im Walentynki (nieznane wtedy w Polsce). Roses are red, violets are blue, sugar is sweet and so are you. Te Walentynki trwały chyba dwa miesiące, bo ciągle mi przynosili listy do koleżanek, które ja przekazywałam. Jednak teraz widzę, że instynktownie czułam, że w nauce języka trzeba dodać pewności siebie, a nie wykazywać uczniom, jak mało umieją.

Tak więc Wojtek, jedno Ci mogę zagwarantować: czy powtórzysz gramatykę, czy nie, czy uczyłeś się angielskiego wcześniej, czy nie' jak otworzysz usta, żeby mówić, prędzej czy później zrobisz błąd. Miałam Cię nie stresować. Tak, ale mówię Ci to po to, żeby Cię przygotować.